Określenie kociara ma wydźwięk pejoratywny. Najczęściej kojarzy się z 30-letnimi, mało atrakcyjnymi i samotnymi kobietami. „Pachnącymi kotami“ dewotkami lub zgorzkniałymi babami, dla których kot stanowi substytut dziecka i partnera zarazem. A jak jest w rzeczywistości?
Osobiście poznałam tylko jedną kobietę będącą idealnym uosobieniem stereotypowej kociary: bezdzietnej starej panny kolekcjonującej koty. Większość znanych mi właścicielek kotów znacząco odbiega jednak od takiego wizerunku. Ze mną włącznie.
Crazy cat lady – kociara XXI wieku
Powoli stereotypowe pojęcie kociary odchodzi do lamusa. Mają na to wpływ przemiany społeczne. Moda na singielki, robienie kariery, odraczanie zamążpójścia, świadome odkładanie macierzyństwa na później – przykłady można by mnożyć. W rezultacie coraz częściej o kociarach myśli się pozytywnie. Dowodem na to jest rosnąca popularność pozbawionego negatywnych konotacji określenia: crazy cat lady. Brzmi o wiele ładniej/lepiej, prawda?
O tym, że lubię zwierzęta (ze szczególnym uwzględnieniem kotów) wie każdy czytelnik mojego bloga. Ci z Was, którzy śledzą mnie na Instagramie i Snapchacie (mój nick to Olfaktoria) z pewnością już dawno zauważyli, że mam bzika na punkcie swoich ragdolli: Lorda i Ulissesa. Jak każda kocia mama uważam, że moje koty są najpiękniejsze i najcudowniejsze na świecie. Dbam i troszczę się o nie jak o swoje własne dzieci*: karmię, przytulam, pielęgnuję, wyprowadzam na spacery itp. Lubię się nimi chwalić, robić im zdjęcia i rozmawiać o nich z innymi ludźmi. Jednocześnie bardzo uważam na to, żeby nikogo nimi nie zamęczać. Nie ma bowiem nic gorszego niż uraczanie innych opowieściami, na które nie mają oni najmniejszej ochoty. Nie zmienia to jednak faktu, że koty to stworzenia niezwykłe, z którymi bardzo się utożsamiam (wspominałam o tym w filmie SELFIE TAG).
* Nie mam dzieci i jak na razie nie zamierzam mieć.
Choć czasem śmieję się, że jestem stereotypową, 30-letnią (prawie) kociarą, to tak naprawdę bardzo mi do niej daleko. Nie tylko dlatego, że nie jestem dewotką ;-) Nie przeszkadza mi jednak, gdy ktoś mnie tak nazywa. Po pierwsze dlatego, że mam do siebie duży dystans, po drugie nie przejmuję się opinią innych, a po trzecie wreszcie - coś jednak z tej kociary mam – na przykład słabość do kocich gadżetów, takich jak zaparzacze do herbaty, rajstopy z kotami czy Hello Kitty ;-) Zdecydowanie bardziej podoba mi się jednak określenie crazy cat lady (z naciskiem na słowo lady ;-)). Za każdym razem, kiedy je słyszę, mam przed oczami obraz eleganckiej, zadbanej kobiety z kotami u boku. Pewnie dlatego tak bardzo się z tym określeniem utożsamiam ;-)
Lubicie koty? Jaki jest Wasz stosunek do kociar? Znacie jakieś stereotypowe kocie mamy? Co sądzicie o „crazy cat ladies“?
PS Pamiętajcie, że w komentarzach możecie wklejać zdjęcia. Zachęcam do chwalenia się swoimi kociakami – z chęcią się im poprzyglądam!