Za każdym razem, kiedy wychodzę z domu, szukam wzrokiem ładnych, stylowych, zadbanych i dobrze ubranych ludzi. Takich, którzy mogliby mnie w jakiś sposób zainspirować. W związku z tym, że jest ich relatywnie niewielu, często oddaję się obserwowaniu „normalnych“ przechodniów. Z jednej strony mnie to odpręża, a z drugiej stanowi świetny temat do rozmyślań. Przykładowo: wciąż nie mogę pojąć, dlaczego tak wielu facetów nosi plecaki do garniturów albo zakłada koszule z krótkim rękawem do marynarek. Nie wiedzą, że tak się nie robi? A może ich to nie obchodzi? Zastanawia mnie też inna rzecz: co na to ich partnerki? Kobiety z reguły mają spory wpływ na sposób ubierania się swoich mężczyzn. A także lepsze od nich wyczucie stylu. W świetle tych faktów powszechność występowania osobników z plecakami wydaje się być nieuzasadniona.
Pochodną mojego zamiłowania do obserwowania i analizowania ludzi jest - wbrew temu, czego uczy się na studiach psychologicznych – nieustanne ocenianie ich. Bardzo szybko szufladkuję ludzi. To wygodne i ułatwia mi funkcjonowanie. Mój czas jest bowiem ograniczony, a szufladkowanie ma tę zaletę, że pozwala szybko „namierzyć“ osoby, które chciałabym bliżej poznać. Moje największe zainteresowanie w tym zakresie nieodmiennie wzbudzają:
- osoby podobne do mnie (zgodnie z teorią, że lubimy ludzi podobnych do siebie: o podobnych poglądach, wartościach, stylu życia itp.)
- osoby ode mnie lepsze – takie, które ciagną w górę, a nie w dół
Nigdy nie byłam osobą zawistną, wręcz przeciwnie – ludzie lepsi ode mnie zawsze mi imponowali. Ma to oczywiście swoje wady – dokonując wyłącznie tzw. porównań w górę (z lepszymi) zawsze jest się tym gorszym.
W związku z tym, że moje spostrzeżenia są często trafne, zupełnie nie przeszkadza mi, kiedy ktoś mi zarzuca, że myślę stereotypowo, schematycznie lub czarno-biało*. Zresztą – na pewnym poziomie szczegółowości wszystko jest czarne albo białe, przykładowo: ciężko o jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy ludzie są dobrzy czy źli. Co innego, kiedy zapytamy o konkretną osobę, np. papieża Jana Pawła II.
Gdzie obserwować ludzi?
Obserwować ludzi można dosłownie wszędzie. Istnieją jednak miejsca, które nadają się do tego bardziej i/lub mniej. Przyglądaniu się innym sprzyjają: zatłoczone galerie handlowe, supermarkety, przystanki, perony, lotniska oraz środki komunikacji miejskiej. We wszystkich tych miejscach naczelną motywacją do obserwowania innych są: nuda i chęć zabicia czasu, spowodowane koniecznością stania w kolejce lub czekaniem na transport. W takich sytuacjach obserwujemy ludzi niejako mimochodem, zbytnio się nad tym nie zastanawiając i często sobie tego nawet nie uświadamiając.
Jeśli ktoś – jak ja – traktuje obserwację jako formę rozrywki i lubi temu poświęcać czas, o wiele lepiej udać się w miejsca takie jak różnego rodzaju place, parki czy popularne kawiarnie. W Warszawie na szczególną uwagę w tym zakresie zasługują m.in.: Plac Zamkowy, Stare Miasto, Plac Zbawiciela, Plac Trzech Krzyży i Łazienki Królewskie. Choć w każdym z tych miejsc spotkać można ciekawych ludzi, nie każde z nich mi odpowiada. Przykładowo: z uwagi na fakt, że nie lubię hipsterskich i offowych klimatów, zupełnie nie interesuje mnie Plac Zbawiciela. Owszem - materiału do obserwacji tam całe mnóstwo, ale nie dla mnie. Dlatego omijam to miejsce szerokim łukiem.
Najbardziej lubię obserwować ludzi w okolicach Chmielnej, Nowego Światu i Foksal. Bardzo mi się tam podoba i dobrze się tam czuję. Poza tym spędziłam w tych rejonach mnóstwo czasu, pracując najpierw jako kelnerka, a następnie w perfumerii Douglas, w związku z czym mam bardzo dobre rozeznanie odnośnie tego, jacy ludzie się tam pojawiają. To właśnie u zbiegu tych 3 ulic, częściej niż gdzie indziej, widuję ładne, zadbane kobiety i dobrze ubranych mężczyzn.
Chętnie przyglądam się również ludziom w klubach. Jako że nie jestem z tych, co tańczą, będąc w klubie koncentruję się na dwóch rzeczach: piciu drinków i obserwowaniu innych ;-)
Pojedynek spojrzeń
Zdarza się, że podczas obserwowania jakiejś osoby ściągam na siebie jej wzrok. Wówczas przez kilka sekund rozgrywa się między nami tzw. pojedynek spojrzeń, polegający na wzajemnym patrzeniu się sobie w oczy. Wygrywa osoba, która szybciej się speszy i spuści wzrok. W moim przypadku wynik pojedynku zależy od motywacji do wygranej i humoru, w jakim w danym momencie się znajduję. W dobre dni oczywiście wygrywam. W gorsze często chodzę na łatwiznę, stosując metodę wyniesioną niegdyś z lekcji śpiewu. Jaką? Wybieram sobie jakiś punkt/obiekt, który znajduje się tuż nad głową mojej „ofiary“ i intensywnie się w niego wpatruję*, w rezultacie czego myśli ona, że patrzę na nią ;-) W związku z tym, że ludzie nie są przyzwyczajeni do tego, że ktoś obcy się na nich patrzy, szybko się peszą i w rezultacie przegrywają. Raz na jakiś czas zdarza mi się jednak trafić na godnego przeciwnika, który nie tylko nie pozwoli mi wygrać, ale również sprawi, że oboje zaczniemy się z siebie śmiać.
*Skupienie uwagi na jednym punkcie umożliwia większą kontrolę emocji, obniżenie poziomu stresu i ograniczenie tremy. W przypadku wystąpień publicznych wpatrywanie się w punkt nad głowami widzów sprawia, że mają oni wrażenie, jakby występujący patrzył się w ich kierunku/na nich.
People-watching – pasja czy choroba psychiczna?
Nie wszyscy traktują obserwowanie ludzi jako formę rozrywki. Istnieją osoby, które się tym pasjonują. Wychodzą na miasto i snują się po nim godzinami tylko po to, by obserwować innych. Wybierają sobie oni „ofiary“, które następnie wnikliwie studiują. Patrzą na to, jak wyglądają, co mówią i jak się zachowują. Zastanawiają się też, jak wygląda ich życie. Czasem nawet je śledzą – dopóty, dopóki nie znajdą ciekawszego obiektu do obserwowania. Wbrew pozorom ludzie ci nie cierpią na żadną chorobę psychiczną, wręcz przeciwnie – stanowią żywe dowody na istnienie people-watching. Trend ten narodził się najprawdopodobniej w USA i powoli rozprzestrzenia się na całym świecie. Entuzjaści people-watching tworzą specjalne strony i blogi poświęcone swoim obserwacjom, na których opisują różne sytuacje z udziałem obcych ludzi i zamieszczają konwersacje zasłyszane na ulicach, w restauracjach czy środkach komunikacji miejskiej.
Choć uwielbiam obserwować obcych, daleko mi do people-watchingu. Nie zastanawiam się nad życiem osób mijanych na ulicy i nigdy ich nie śledzę. W moim przypadku lepszym określeniem byłoby skanowanie. Skanuję wszystko i wszystkich. A następnie analizuję, dokonuję ocen i wyciągam wnioski.
Co ciekawe, sama nie przepadam za byciem obserwowaną. Między innymi właśnie dlatego w restauracjach i kawiarniach najczęściej siadam w jakimś kącie. Dzięki temu mogę spokojnie przyglądać się innym ludziom niejako z ukrycia, a zarazem unikać wszelkich people-watcherów.
Ciekawi mnie, jak to jest w waszym przypadku. Lubicie obserwować innych ludzi? Kiedy i gdzie najczęściej to robicie? Słyszeliście wcześniej o zjawisku people-watching? Co o nim sądzicie?