Wywiad z Philippe d'Ornano - prezesem i dyrektorem generalnym marki Sisley - Część 1

poniedziałek, 11 lutego 2013    0    Wywiady

Wywiad z Philippe d'Ornano - prezesem i dyrektorem generalnym marki Sisley - Część 1
Wywiad z Philippe d'Ornano - prezesem i dyrektorem generalnym marki Sisley.

22 stycznia w perfumerii Mon Credo odbyło się ekskluzywne spotkanie z Philippe d'Ornano - dyrektorem generalnym marki Sisley. W spotkaniu tym prócz mnie uczestniczyło również kilka innych osób, m.in.: Michał   Kukawski (Maleman), Marcin Budzyk (bloger), Angelika Ptak (Luxury & Style) oraz Magda Zawadzka (Exclusiv). Dziś mam okazję powiedzieć Wam, o czym wówczas rozmawialiśmy :-)

 

 

Ze względu na to, że nasz interlokutor był bardzo rozmowny, postanowiłam podzielić wywiad na 2 części.  Pierwsza z nich przybliży Wam nieco markę Sisley, a także osobę Philippe d'Ornano, który od lat pełni funcję dyrektora generalnego tej marki. Życzę Wam miłej lektury i już dzisiaj zapraszam na drugą część wywiadu :)

 

 

Jaki jest Pana zdaniem największy sukces firmy Sisley?

Jesteśmy firmą rodzinną zorientowaną na produkt. Opracowaliśmy własną metodę komponowania kosmetyków pielęgnacyjnych i makijażowych. Bardzo cieszy mnie również to, że zachowaliśmy wolność w zakresie komponowania zapachów, mimo że funkcjonowanie branży perfumeryjnej coraz bardziej opiera się na zabiegach marketingowych.

 

Czy ta wspomniana przez Pana metoda tworzenia kosmetyków stanowi tajemnicę firmy Sisley? Czy jej zachowanie również uważa Pan za sukces?

Nie powiedziałbym, że chodzi tu o zachowanie jakiegoś sekretu. Ważniejsze jest nasze doświadczenie. Mamy zasób wiedzy i jesteśmy na bieżąco z najnowszymi odkryciami. Produkcja kosmetyków to branża wyspecjalizowana, a my jesteśmy w niej od trzech pokoleń. Ta rodzinna tradycja ma już ponad 70 lat. Zapoczątkował ją w latach trzydziestych mój dziadek. Już w latach 60. i 70. mój ojciec rozumiał, że kosmetologia ma przed sobą bardzo obiecujące perspektywy rozwoju. Wtedy jeszcze nie miało to nic wspólnego z ekologią. Głównym celem było opracowanie jak najbardziej wydajnego i dobrze tolerowanego produktu. Dlatego właśnie kreując swoją markę mój ojciec skupił się właśnie na tym. W tamtych czasach składniki aktywne były bardzo drogie, a on miał świadomość, że należy ich używać w odpowiednich ilościach. Zdecydował, że jeśli chce spełnić ten warunek, czyli nie stosować ograniczeń w proporcji składu, musi stworzyć markę z założenia luksusową. Tak właśnie powstał Sisley.

Fakt, że mamy świetny image i jesteśmy liderem na rynku kosmetyków luksusowych, nie wiąże się dziś tak naprawdę z ceną, a raczej z tym, że możemy być niezależni. Kiedy mówię o naszej „wolności” mam na myśli to, że u nas proces rozwoju produktu wygląda inaczej niż w innych firmach. Tam zaczyna się on w dziale marketingu, od koncepcji sprzedażowej i briefu uwzględniającego budżet na powstanie nowego produktu. Dopiero potem wytyczne trafiają do laboratorium, gdzie chemicy mają ograniczony czas na opracowanie formuły. Natomiast u nas najważniejsze jest to, co dzieje się w laboratorium. Nasi badacze nie muszą przejmować się cenami na etapie opracowywania formuł. Po prostu pracują, żeby stworzyć jak najlepszy produkt. Dopiero kiedy formuła jest gotowa i jesteśmy pewni, że jest dobra, zwracamy uwagę na cenę. Jeśli rzeczywiście jest bardzo wysoka, oceniamy szanse powodzenia produktu na rynku. Czasem decydujemy się na wprowadzenie go do oferty a czasem nie – sekretem jest to, że renoma naszej firmy pozwala nam wypromować produkt w takiej cenie, która w przypadku firmy nie cieszącej się tak dużym zaufaniem nie byłaby możliwa do osiągnięcia. Ale nam się to udaje (śmiech).
Podsumowując, nie mamy jakiegoś szczególnego sekretu. Oczywiście mamy doświadczenie w fitokosmetologii, jesteśmy w branży od trzydziestu pięciu lat, mamy bardzo wysoko wyspecjalizowany zespół – ale, koniec końców, tajemnicą naszego sukcesu jest skupienie się na jak najwyższej jakości produktu. Najważniejsza jest wolność w jego kreowaniu, niezależność firmy od zewnętrznej presji.

 

Na początku firma używała tylko naturalnych, roślinnych składników. Dlaczego?

Praca nad kosmetykami pielęgnacyjnymi wymaga zrozumienia tego, jak „działa” ludzka skóra. Na ten temat nawet dziś nie wiemy jeszcze wszystkiego. Wciąż odkrywa się, jak skomplikowany jest to ekosystem. A dopiero kiedy zrozumie się, jak on funkcjonuje, można opracowywać sposoby poprawiania jego kondycji. Niestety, mimo że to genialny system, kiedy się starzejemy, zaczyna działać coraz mniej efektywnie. Kosmetyki mają za zadanie tak go stymulować, żeby pracował tak, jak wcześniej. I to dopiero pierwszy etap naszej pracy.

Potem należy badać substancje aktywne, poszukiwać tych, które wywołają pożądany efekt na określonej części skóry. W latach 60. używaliśmy jeszcze syntetycznych substancji czynnych. Naturalne składniki aktywne były wtedy nowością, dopiero zaczynały się pojawiać, a to dlatego, że nie można było ich badać bez rozwoju nauki, na przykład bez mikroskopu elektronicznego, który został wynaleziony dopiero w latach 50. XX wieku. Ten rozwój umożliwił ekstrahowanie substancji aktywnych z roślin oraz ich testowanie. Testy pokazywały, że rezultaty są dużo lepsze niż te osiągane syntetycznymi składnikami. To, że na nie postawiliśmy, było decyzją mojego ojca. Wtedy mój stryj zaczynał karierę polityczną i zrezygnował z firmy, a dziadek przechodził na emeryturę. Dlatego mój ojciec mógł sprzedać poprzednią firmę i opracować profil nowej – w której pracowałby właśnie na naturalnych substancjach aktywnych. Takie od początku było jego założenie.

Fitokosmetologia była jednym z najważniejszych kierunków rozwoju kosmetologii w XX wieku. Co prawda od dwudziestu, trzydziestu lat naturalne składniki są powszechne, ale należy zaznaczyć, że w latach 60. były one nowinką. Wszyscy chcieli ich używać, ponieważ dawały bardzo interesujące rezultaty. My zdobyliśmy doświadczenie i – dzięki nakierowaniu na profil luksusowy – środki na to, by nie musieć ograniczać proporcji składników stosowanych w naszych produktach. A wszystko po to,   by zmaksymalizować ich wydajność i, co za tym idzie, również jakość kosmetyków. To stanowi nasz wielki atut.

 

Które ze składników stosowanych  w produkcji kosmetyków Sisley są najdroższe, najrzadsze, najbardziej luksusowe?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy poszukujemy nowego składnika nie kierujemy się tym, żeby był modny lub drogi. Czasem składnik nie jest rzadki, ale bardzo kosztowny ze względu na metodę jego ekstrakcji. Na przykład znana w Europie miechunka rozdęta – roślina ogrodowa, której używamy w wielu produktach przeciwstarzeniowych. Można zatem powiedzieć, że naszym najważniejszym „składnikiem” jest formuła. Odróżnia od innych. To jak w piłce nożnej. Można mieć świetnego gracza, ale bez drużyny sobie on nie poradzi.

miechunka rozdęta

 

W kosmetologii najważniejsze są formuły. Nie istnieje jedna substancja czynna o cudownych właściwościach. Prawdziwa kosmetologia to kwestia formuł. Trzeba zrozumieć, jak działa skóra i starać się działać na nią na wiele różnych sposobów – tak, by rezultat był optymalny. To jest jak architektura – kosmetyk trzeba wewnętrznie skonstruować. Dobry produkt zawiera w swoim składzie 15 - 20 różnych substancji aktywnych. Nasza Sisleÿa Global Anti-Age ma ich aż 50.

 

Krem Sisley Sisleÿa Global Anti-Age

 

Bardzo ważna jest w tym przypadku synergia, prawda?

Tak, jest to oczywiście związane z dobraniem składu. Istnieje ponad 800 tysięcy gatunków roślin. Na lądzie. A w morzu – uważa się, że może być ich nawet więcej. Da się z nich otrzymać niewyobrażalną liczbę składników aktywnych, ale to dopiero synergia – to jak te składniki nawzajem poprawiają swoje działanie – decyduje o przełomowym odkryciu. To pole badań jest dla nas olbrzymią szansą.

W dodatku schodzimy w nim na coraz niższy poziom analizy: kiedyś uzyskiwaliśmy złożone ekstrakty, dziś można otrzymać oddzielnie poszczególne pektyny. Ta dziedzina rozwija się bardzo szybko i dlatego jesteśmy przekonani, że jeszcze długo będziemy w stanie wprowadzać na rynek innowacyjne rozwiązania.
Poza tym skóra – to jak działa – jest coraz lepiej zbadana i zrozumiana. Wiemy lepiej, jakie procesy zachodzą z powodu upływu czasu – także na poziomie genetyki.

 

Czy któreś z roślin używanych do produkcji kosmetyków Sisley pochodzą z Polski?

A to podchwytliwe pytanie! (śmiech). Musiałbym spytać moich badaczy. Ale muszę przyznać, że pochodzenie ma czasem bardzo duże znaczenie. Na przykład, kiedy rozmawiam z partnerami z Korei, bardzo chwalę ich żeń-szeń. Dużo go używamy, bo to bardzo dobry produkt. Okazuje się jednak, że istnieje też wartościowa odmiana chińska. Odpowiadając na takie pytania trzeba być bardzo ostrożnym, bo gdybym pomylił te dwie odmiany, moi dostawcy mogliby się obrazić (śmiech).

A mówiąc poważnie, składniki aktywne pozyskujemy z roślin z całego świata. To dlatego, żeby do badań uzyskać jak największą różnorodność ekstraktów. Założenie własnego ogrodu na miejscu byłoby mało wydajnym pomysłem, bo byłoby się ograniczonym tylko do odmian rosnących w tym ogrodzie. A my naprawdę szukamy po całym świecie tego właśnie jednego składnika odpowiedniego do danej formuły. Podejmujemy mnóstwo prób. Dlatego opracowanie nowego produktu zajmuje tak dużo czasu. Ale, jak mówiłem, otrzymujemy dzięki temu lepsze rezultaty. Dlatego nie kładziemy nacisku na czas wprowadzenia nowości na rynek. Przełomowe kosmetyki Sisley pojawiają się co około 10 lat, nowe produkty zwykle co trzy. Choć może się zdarzyć, że będziemy mieli mnóstwo szczęścia i uda się coś opracować szybciej.

 

Jak wygląda proces produkcji kosmetyków Sisley?

Szczerze mówiąc niezbyt spektakularnie. Do produkcji kosmetyków używamy urządzenia, które nazywamy Skid. Jest to wielka maszyna, właściwie cała fabryka w jednym. Kosztuje około półtora miliona euro, potrzeba 2 lata, by zaprojektować proces produkcji i zaprogramować na niego zintegrowany w Skidzie system informatyczny. Najwięcej w całym procesie jest czekania – na kolejne składniki danej formuły. Dodawanie wiąże się z niezwykła precyzją, substancje waży się przed włożeniem do maszyny, a potem jeszcze raz waży je sama maszyna. Tajemnica polega głównie na ciągłej kontroli procesu, by mieć absolutną pewność, co do jego jakości. Oczywiście w fabryce jest laboratorium przeznaczone „tylko” do prowadzenia tej kontroli, czyli badania na każdym etapie, od początku do końca, jakości składników, wody, a nawet powietrza.

Krótko mówiąc, produkcja jest bardzo ciekawa i skomplikowana, ale z zewnątrz tego nie widać, bo odbywa się ona w wielkim zamkniętym pudle. Trzeba by zajrzeć do środka, żeby zobaczyć coś spektakularnego.

 

Kosmetyki marki Sisley

 

Czy przeprowadzacie testy swoich kosmetyków na zwierzętach?

Już nie. I powiem nawet „niestety nie”, a to dlatego, że branża kosmetyczna została potraktowana dużo surowiej niż na przykład farmaceutyczna. Nam takich testów zakazano, a producenci leków wciąż je przeprowadzają na wielką skalę. Nasza działalność stanowiła tylko 1% tych eksperymentów, więc zakaz wobec nas niewiele zmienił w ogólnej sytuacji.

Oczywiście, kiedy możliwe jest przeprowadzenie testu w inny sposób, to nie ma problemu. Ale test na żywej tkance był zawsze gwarancją bezpieczeństwa i sytuacja, w której nie możemy go przeprowadzić, poważnie ogranicza możliwości rozwoju i kreatywność w kosmetologii. Po prostu, jeśli nie możesz czegoś przetestować na zwierzęciu, to w ogóle nie decydujesz się na ryzyko użycia tej substancji. To jest dla nas poważne ograniczenie. Ale oczywiście skoro prawo tego zabrania, to tego nie robimy.

 

W jaki sposób testujecie w takim razie swoje produkty?

W zaistniałej sytuacji zostały nam do dyspozycji trzy sposoby testowania. Pierwszy to testowanie w czasie tworzenia formuły. Następnie mamy testowanie podczas produkcji – kontrole, o których już mówiłem. Na koniec – oddajemy produkt do oceny w niezależnych laboratoriach. To firmy, które posiadają atest francuskich władz i są wyspecjalizowane w przeprowadzaniu takich testów. Certyfikaty tych firm są niezbędne, żebyśmy mogli nazwać produkt np. „przeciwstarzeniowym”. Obecnie jest bardzo dokładnie określone prawnie, że nie wolno napisać na opakowaniu produktu, że ma jakieś działanie, na przykład przeciwzmarszczkowe, jeśli nie wykazują tego testy. Albo - należy wykazać, że kosmetyk ma rzeczywiście działanie wyszczuplające. Ostatnio mieliśmy taki problem w Niemczech. Ktoś zarzucił nam, że nasz produkt, wbrew temu, jak go promowaliśmy, wcale nie zwalcza cellulitu. Sprawę skierowaliśmy do sądu, który przyznał nam rację, ponieważ przedstawiliśmy dowody w postaci wyniku niezależnych testów. Posiadanie opinii potwierdzającej wyniki badań naszych laboratoriów jest bardzo ważne.

Jeśli chodzi o testy doświadczalne, to nie przeprowadzamy ich na zwierzętach, ale… na kobietach już tak (śmiech). To znaczy po prostu, że przeprowadzamy dermatologiczne testy kliniczne na grupie kontrolnej – które dostarczają nam jeszcze jednej bardzo ważnej informacji: o satysfakcji klienta. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak ważne jest, by używanie danego kosmetyku było po prostu przyjemne. Często się o tym zapomina – zupełnie niesłusznie. My na tym etapie mamy swoją opinię o danym produkcie, ale potrzebujemy niezależnej oceny użytkowników oraz ekspertów.

 

Czy odczuwa Pan zwiększoną odpowiedzialność wiążącą się z prowadzeniem rodzinnej firmy? Profesor Blikle, który jest szefem polskiego Stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych, powiedział nigdyś, że różnica polega na tym, iż jeśli pracujesz dla firmy rodzinnej, to myślisz o przyszłości, a jeśli w korporacji – tylko o tym, co jest teraz. Czy to prawda?

Tak sądzę. Ja jestem wiceprzewodniczącym takiego samego stowarzyszenia – we Francji. Uważam, że warunkiem stworzenia produktu naprawdę wysokiej jakości jest to, czy masz długoterminową wizję. W wielkiej korporacji też można ją oczywiście rozwinąć – pod warunkiem, że jest się tam wystarczająco długo. Ale faktem jest, że giełda, presja uzyskania przychodu z inwestycji i inne właściwości branży, o których już mówiłem, ograniczają wolność tworzenia produktów o określonych właściwościach. Obecne trendy w biznesie zakładają wprowadzanie na rynek jak największej liczby nowości. Dziś firma, która wylansuje czterdzieści nowych produktów rocznie uważa, że dany rok był sukcesem. Jednocześnie zapomina się o tym, że produkty muszą się na tym rynku utrzymać, stanowić wartość dla firmy w przyszłości. Oczywiście istnieją też źle prowadzone biznesy rodzinne, ale generalnie można powiedzieć, iż przewagą firmy rodzinnej jest właśnie to, że ma długoterminową strategię rozwoju.

Taka strategia jest też bardzo ważna przy budowaniu marki o zasięgu światowym. My na przykład działamy teraz w 92 krajach. W tym wypadku najważniejsze są długoterminowe plany, oparte na gwarancji najwyższej jakości produktów. To dlatego, że dobry produkt, który odniesie sukces na danym rynku, jest już sam w sobie reklamą każdego następnego produktu twojej marki, który chcesz na niego wprowadzić. I na odwrót – każdy zły produkt może odbić się negatywnie na wizerunku twojej firmy i zniszczyć biznes. Można to zaobserwować na przykładzie wielu światowych marek luksusowych. Istnieje bardzo ciekawe badanie sposobu zarządzania nimi, opracowane przez Niemca - Hermanna Simona. Nazwał on te firmy „The Hidden Champions” – tajemniczymi mistrzami. Przeprowadził wywiady z menedżerami takich firm, spośród których 75% to firmy rodzinne. Charakteryzują się one tym, że mają duży udział w rynku w swojej bardzo wyspecjalizowanej branży. Ukierunkowane są na produkty luksusowe i klienta zamożnego. Są też o wiele bliżej swoich klientów. Dla porównania, w dużych korporacjach kontakt z klientem ma tylko 15-20% pracowników, a w przypadku rodzinnych „tajemniczych mistrzów” – aż 50-70%. Chodzi więc o to, żeby klient miał dostęp do produktu, żeby znał kierunek, w którym zmierza firma. Sądzę, że dzięki temu klienci zyskują pewność, że produkty są i będą najwyższej jakości. O mnie na przykład wiedzą, że będę tu na pewno za kilka lat, o ile nie spotka mnie jakieś nieszczęście. Moja wizja jest trwała – ta dotycząca przyszłości jest związana z tym, jacy byliśmy wcześniej.

 

II część wywiadu znajdziecie TUTAJ 

 

 

Podobał Ci się ten artykuł?

Jeśli tak, to zapisz się do mojego newslettera, aby otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach o perfumach i nie tylko. Nikomu nie ujawnię Twojego adresu!