Jak agencje traktują blogerów?

niedziela, 19 października 2014    0    Lifestyle

Jak agencje traktują blogerów?

Jak agencje reklamowe / PR / social media traktują blogerów? Czyli o tym, jak straciłam 10 tysięcy złotych.

Od czasu publikacji mojego tekstu na temat tego Jak firmy kosmetyczne traktują blogerki? wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy. Przestałam otrzymywać darmoszkę a wraz z nią - zaproszenia na eventy, na których za darmo można się najeść, “nachapać” i zmarnować trochę czasu*.

*Od kwietnia pojawiłam się na 3 eventach, do uczestnictwa w których zobligował mnie magazyn Fashion Magazine, z którym rozpoczęłam niedawno współpracę obejmując stanowisko redaktorki działu uroda.

Muszę powiedzieć, że jest mi z tym bardzo dobrze. Od kiedy przestałam utrzymywać kontakt z tanimi blogerkami kosmetycznymi* pracującymi za barter (czyt. za darmo), odetchnęłam z ulgą. Przestałam mieć bowiem wrażenie, że ktoś mnie ciągnie w dół i zaczęłam się szybciej rozwijać.

*Blogerki te cały czas stoją w miejscu. Trudnią się chodzeniem na eventy i rywalizowaniem o to, która otrzyma więcej zaproszeń i – co za tym idzie – więcej darmoszki. Ot, takie chytre baby z Radomia ;-)

Przestałam również otrzymywać propozycje zrobienia czegokolwiek za darmo*. W ich miejsce pojawiły się oferty współpracy komercyjnej. I wtedy pojawiły się kolejne problemy. Jak na wybredną osobę przystało, ciągle coś mi nie pasowało. A to spa o zbyt rustykalnym wystroju, a to zbyt tani produkt a to zbyt mało luksusowy, a to film, za którego reklamę chciano mi zapłacić “grosze” (1000 zł). A że żyje mi się bardzo dobrze (w dalszym ciągu nie wiem, ile kosztuje chleb) i nie zabijam się o każdą reklamę, mogę sobie przebierać do woli. Praktykuję przy tym filozofię zen i – zgodnie z tym, co radzi Kominek – ponad 90% propozycji odrzucam.

* Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie zdarzają się wcale. Zdarzają się – owszem – ale na tyle rzadko, że traktuję je jako ciekawostki przyrodnicze.

Trafiają się jednak propozycje bardzo ciekawe. W ostatnim czasie było ich kilka, ale ostatecznie nie doszło do realizacji żadnej z nich. Dlaczego? Ze względu na warunki współpracy. A dokładniej: terminy płatności faktury.

Ale od początku.

Agencje

Lubię agencje. Lubię niektóre agencje. Najbardziej te profesjonalne. Na punkcie profesjonalizmu mam bowiem bzika. Jest on dla mnie niezmiernie ważny. Staram się robić wszystko tak, żeby być postrzegana za profesjonalną. I od innych wymagam tego samego. Między innymi właśnie dlatego zawsze, kiedy trafiam na profesjonalistów, bardzo ich zachwalam. Wystarczy wspomnieć chociażby klinikę Medicavet, hodowlę kotów rasowych Charming Eyes czy restaurację Concept 13 w Vitkacu.

Niestety – profesjonalizm to cecha bardzo rzadko w Polsce spotykana. Nie będzie żadną przesadą jeśli powiem, że mniej niż 20% ludzi i firm zasługuje na to miano. Z partactwem spotkać się tu można w zasadzie wszędzie, również w agencjach. Zawsze, kiedy mam wątpliwą przyjemność mieć z taką styczność, trafia mnie szlag. Pół biedy, kiedy szwankuje komunikacja z agencją lub kiedy nieprofesjonalizm dotyczy błahostek. Co innego jednak, gdy objawia się on niedotrzymywaniem warunków umowy i – co za tym idzie – łamaniem prawa.

Ale do rzeczy.

Otóż zdarzyło mi się kilka razy, że agencja nie zapłaciła mi w terminie należnego wynagrodzenia za moją pracę. Przy czym nie mam tu na myśli tzw. obsuwy jednodniowej (choć i taka nie powinna mieć miejsca), a taką, która sięgała kilkunastu a czasem nawet kilkudziesięciu (sic!) dni*. I to mi dało do myślenia.

Początkowo wydawało mi się, że mam pecha. Ale kiedy zapytałam kilku znanych blogerek, czy miewają podobne problemy, niemal wszystkie zgodnie stwierdziły, że tak. Wyobraźcie sobie, że dochodzi nawet do sytuacji, w których agencja płaci blogerce pieniądze dopiero po kilku miesiącach! I bynajmniej nie mam tu na myśli agencji małych i nikomu nieznanych, wręcz przeciwnie.

Odkrycie to było dla mnie o tyle szokujące, że nigdy wcześniej  - na żadnym blogu - nie trafiłam na informację na temat tego, że taki problem w ogóle istnieje*. A szkoda, bo gdyby tak się stało – uniknęłabym kilku nieprzyjemnych sytuacji. W związku z tym postanowiłam sprawę nagłośnić. Intuicja podpowiada mi bowiem, że jeśli nic z tym nie zrobię, problem będzie do mnie wracał jak bumerang.

*Wydawało mi się, że wraz z odcięciem się od darmoszkowych blogerek problemów będę miała coraz mniej. Okazało się jednak inaczej. Problemy wcale nie zniknęły, tylko nieco się zmieniły.

Obecna argumentacja blogerów:

  1. Opóźnienia w płatnościach są normalne
  2. Taki jest rynek
  3. Mamy zbyt wiele na głowie i nie mamy czasu na to, by monitorować to, czy agencje dotrzymują warunków umowy.
  4. Wszyscy się na to zgadzają (przy czym wszyscy znaczy w tym przypadku: “wszyscy topowi blogerzy”)* i nikt się o to nie kłóci.

*W domyśle – więc Ty tym bardziej powinnaś siedzieć cicho i na wszystko się zgadzać.

I wtedy opadła mi szczęka. Ale po kolei:

1. Opóźnienia w płatnościach są normalne

Jedna wielka bzdura. Opóźnienia w płatnościach NIE są normalne. Normalnym za to jest, że za pracę otrzymuje się wynagrodzenie – w terminie ustalonym wcześniej w umowie. Jeżeli podpisuję umowę z agencją na X-dniowy termin płatności, to oczekuję że pieniądze otrzymam w tym właśnie terminie. A nie że ktoś będzie ze mnie robił idiotkę i dokonywał przelewu kilkadziesiąt dni później, zasłaniając się procedurami firmy. Otrzymywanie pieniędzy po czasie NIE jest normalne (chyba że wcześniej się na to zgodzisz)*. Normalne może być jedynie dla tych, którzy nigdy nie otrzymywali pieniędzy na czas i pozwalają sobie wchodzić na głowę – w obawie przed utratą kolejnego zlecenia i/lub kontaktem z “dobrą” agencją.*

*Mój wątpliwej maści znajomy tak ostatnio skwitował jedną ze swoich pracowniczek: patrz, jaka lojalna. Nie zapłaciłem jej od 3 miesięcy ani złotówki a ona nadal dla mnie pracuje. Pomyślałam sobie: jaka znowu lojalna? To się nazywa głupota!

2. Taki jest rynek

Rynek kształtują ludzie – w tym przypadku blogerzy. Jeśli zatem blogerom obojętne jest, w jakim terminie otrzymają oni pieniądze (byle tylko je otrzymać) i jeśli nie przeszkadza im łamanie prawa, to agencje będą to wykorzystywać. Dlaczego?

Ryba śmierdzi od głowy. Wiele firm opóźnia płatności faktur, traktując to jako formę finansowania się kosztem agencji. Dlaczego tak się dzieje? Duża korporacja może sobie pozwolić na więcej. Ma bowiem miliony złotych do wydania, na których zależy agencjom. Im gorsza agencja i im słabsza jej pozycja negocjacyjna, tym bardziej będzie ona skora do tego, by przystać na opóźnienia w płatnościach. W przeciwnym razie straci klienta, a wraz z nim – dopływ gotówki. A gdy płynący z góry strumień pieniędzy zostaje zatrzymany, brakuje ich tym, którzy są niżej. Problem jest więc kaskadowy. Duże firmy nie płacą agencjom, więc te opóźniają realizację płatności blogerom.

Pytanie tylko: co mnie to obchodzi?* Dlaczego to ja mam ponosić konsekwencje decyzji podejmowanych przez agencje? I dlaczego agencje mają się kredytować moim kosztem?

*Wyobraźcie sobie, że to Wy mielibyście otrzymać wypłatę np. miesiąc lub kilka miesięcy po terminie. Nie do pomyślenia, prawda? Nic dziwnego. Takie “manewry” są bowiem niezgodne z prawem.

3. Zbyt wiele na głowie

Osoby, dla których blogowanie to biznes, powinny stale monitorować przepływ pieniędzy w swojej firmie. W końcu w czyim interesie jak nie w ich ma leżeć to, by dbać o tzw. cashflow? Jeśli tego nie robią (bo mają zbyt wiele na głowie), to są równie nieprofesjonalni jak agencje, z którymi współpracują. I tacy z nich biznesmeni jak ze mnie Matka Teresa.

4. Wszyscy się na to zgadzają

Bardzo ciekawy argument. To, że większość znanych blogerów akceptuje długie terminy płatności w żadnej mierze nie świadczy o tym, że takie działanie jest słuszne, wręcz przeciwnie. Dla mnie świadczy to tylko o tym, że nie mają oni umiejętności negocjacyjnych. Albo że boją się zawalczyć o swoje w obawie przed utratą kampanii. A najpewniej jedno i drugie.


I w ten oto sposób – zamiast zatrzymywać machinę, tylko ją napędzają.

Jakie są konsekwencje takiego stanu rzeczy (poza złym samopoczuciem)?

1. Psucie rynku

Jeśli znani blogerzy pozwalają sobie wchodzić na głowę, to ci mniejsi zaczynają walczyć z wiatrakami. Bo jak to – wszyscy się zgadzają na długie terminy płatności i/lub nie mają pretensji o opóźnienia a Ty nie? W takim razie weźmiemy kogoś innego. Smutne to, ale prawdziwe. A powinno być na odwrót.

2. Brak możliwości zaplanowania czegokolwiek

No bo niby jak tu zaplanować, czy i na co wydam pieniądze i kiedy będę mogła je w coś zainwestować, skoro nie wiem, kiedy je otrzymam?

3. Utrata jakości

Powracamy do problemu kaskadowego. Jeśli bloger bierze udział w kilku kampaniach, w mniej więcej tym samym czasie, ale pieniądze za nie otrzyma dopiero za np. 2 miesiące, to jak – u licha – ma stworzyć świetny jakościowo materiał na bloga? Dla przykładu – wynajęcie profesjonalnego fotografa, który wykona zdjęcia np. z eventu to koszt co najmniej 1000 zł.* I to nie jest osoba, której mówisz: “Wiesz co? Zapłacę Ci za 2 miesiące, bo dopiero wtedy będę miał kasę”. Tak to nie wygląda. Za fotografa musisz zapłacić od razu. Pół biedy, jeśli pomimo niekorzystnych warunków umowy będzie stać Cię na to, żeby tak właśnie zrobić. Ale co w przypadku, jeśli tak nie jest? Wtedy – chcąc zaoszczędzić – zdjęcia wykonasz samodzielnie albo weźmiesz pierwszego lepszego znajomego, który za paczkę papierosów zrobi Ci kilka kiepskich jakościowo zdjęć. Można? Można. Pytanie tylko, jaki to ma w ogóle sens? Nie lepiej doprowadzić do sytuacji, w której masz płynność finansową i/lub otrzymujesz zaliczkę, dzięki której możesz zrealizować świetny jakościowo materiał – tak, by wszyscy byli zadowoleni?

* M.in. właśnie dlatego nie warto w ogóle zgadzać się na zrobienie relacji z wydarzenia za 1000 zł, bo tysiąc złotych wynosi sam koszt wynajęcia fotografa. A do tego trzeba przecież jeszcze doliczyć ubranie, fryzurę itp. Że nie wspomnę o czasie, który trzeba poświęcić na stworzenie takiej fotorelacji.

4. Płacenie podatku VAT od niezapłaconych faktur

Istne kuriozum – płacimy podatek VAT od zarobku, którego nie zdążyliśmy jeszcze zobaczyć na oczy. Bardzo dobrze opisał to Kominek w swojej książce pt. "Pisz, kreuj, zarabiaj".

“…popełniłem błąd, podpisując dwie umowy na duże kwoty, obie z 60-dniowym terminem płatności. Nie miałem na podatek VAT, spóźniłem się z jego zapłaceniem i tak mi się to spodobało, że przez kolejne dwa miesiące się spóźniałem. Urząd skarbowy przypomniał sobie o tym pół roku później (kiedy podatki od dawna były zapłacone) i dowalił mi karę w wysokości 1000 złotych. Uważam, że to dużo – karą za niezapłacenie były przecież odsetki – ale tym razem odpuściłem. A przy okazji zacząłem płacić w terminie i przyjąłem zasadę – wypłata wynagrodzenia następuje w miesiącu wystawienia faktury. Optymalny czas płatności to dwa tygodnie od wystawienia faktury. A najbardziej kochamy firmy, które płacą przed terminem. No tak, kto takich nie kocha”.

Tomek Tomczyk, "Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj."


Dlaczego tak bardzo się na tym wszystkim skupiam? Powtórzę raz jeszcze: dlatego, że NIE jest normalne to, że agencja nie płaci w terminie. To nie tylko nieprofesjonalne, ale również (a raczej przede wszystkim) niezgodne z prawem. I każda osoba, która tego doświadcza ma nie tylko pełne prawo do tego, by się o to wkurzyć, ale również do tego, by to prawo egzekwować.

Dla dobra ogółu lepiej będzie, jeśli więcej osób dowie się o tym, jak bardzo “normalne” są opóźnienia w płatnościach i jak bardzo nieprofesjonalne potrafią być agencje. Może wtedy szybciej uda się ten stan rzeczy zmienić.

Z uwagi na fakt, że – jak myślę - wiele rzeczy / zachowań blogerów wynika z niewiedzy i nie każdego stać na prawnika, postanowiłam udać się do swojego, aby wspólnie z nim przybliżyć Wam nieco kwestię podpisywania umów.

Porady prawne odnośnie współpracy z agencjami

1. W jakiej formie nawiązać współpracę?

Współpraca blogera z jego kontrahentami (dla uproszczenia przyjmijmy, że kontrahentem tym jest agencja reklamowa), powinna odbywać się na podstawie zawartej umowy.

Istotna jest przy tym forma, w jakiej umowa powinna zostać zawarta: o ile prawo polskie co do zasady (od której oczywiście jest dużo wyjątków) stanowi, że umowa może być zawarta w dowolnej formie (a więc także w formie ustanej lub e-mailowej), to jednak preferowaną formą zawierania umów o współpracy powinna być forma pisemna. W przypadku zawarcia umowy w tej formie, zdecydowanie łatwiej jest ustalić, do czego i na jakich warunkach strony się zobowiązały. Tymczasem w przypadku zawarcia umowy np. w formie ustnej, możemy stanąć przed dylematem „słowo przeciwko słowu” i próbować ustalić, które słowo jest zgodne z rzeczywistością. Dlatego formę ustną lepiej zachować dla przypadków w miarę oczywistych, takich jak zakup chleba.

Warto także przypomnieć, że forma elektroniczna (e-mail) nie jest formą pisemną. Mogłaby się nią stać, ale tylko w przypadku zastosowania podpisu elektronicznego przez obie strony umowy.

Radca prawny Jarosław Kołacz

Kancelaria Prawna Karpiński, Opalińska, Kołacz sp.j.

2. Istotne warunki każdej umowy.

Warto również pamiętać o tym, by umowę podpisała osoba decyzyjna a nie np. sekretarka. 

Z punktu widzenia interesów blogera, najważniejszymi warunkami każdej umowy wydają się być:

  • wysokość wynagrodzenia,
  • warunki wypłaty wynagrodzenia, w tym terminy płatności,
  • zakres zobowiązań blogera,
  • zakres przenoszonych przez blogera na agencję praw autorskich.

O te warunki warto się bić w trakcie negocjacji. Ustalenie warunków wypłaty wynagrodzenia może mieć istotny wpływ na zakres dalszych działań, podejmowanych w przypadku, gdy agencja nie dotrzyma terminu zapłaty wynagrodzenia. Istotne jest określenie terminu płatności wynagrodzenia, przy czym termin ten, zgodnie z ustawą o terminach zapłaty w transakcjach handlowych, nie powinien przekraczać 60 dni.

Formą zabezpieczenia na wypadek opóźnienia w zapłacie wynagrodzenia (lub wręcz odmowy takiej zapłaty) może być podział na etapy prac, jakie wykonać ma bloger, i przyjęcie zasady, że bloger powinien otrzymać wynagrodzenie za wykonanie poszczególnych etapów prac. W takim przypadku, opóźnienie agencji w zapłacie wynagrodzenia za etapy już wykonane, może dać podstawę do wstrzymania wykonania dalszych prac przez blogera, co w środku kampanii reklamowej może skutecznie „zdopingować” agencję do zapłaty wszelkich zaległości płatniczych.

Dobrym pomysłem jest także żądanie zapłacenia przez agencję przy podpisaniu umowy zaliczki lub, jeszcze lepiej, zadatku. Zadatek powoduje, że gdyby umowa nie została wykonana z winy agencji, bloger może odstąpić od umowy i zatrzymać wypłacony mu zadatek. Skutek taki nie występuje w przypadku zaliczki, która jest rozliczana z całością wynagrodzenia. Należy jednak pamiętać, że zadatek jest bronią obosieczną i gdyby umowa nie została wykonana z winy blogera, agencja mogłaby odstąpić od umowy i żądać od blogera zwrotu zadatku w podwójnej wysokości.

Warte rozważenia jest także odpowiednie sformułowanie postanowień umownych w zakresie przenoszenia na agencję praw autorskich do utworów (fotografii, grafik, tekstów itd.), stworzonych przez blogera w ramach realizacji zawartej umowy. Możliwe jest przyjęcie, że prawa autorskie do takich utworów, przenoszone będą na agencję dopiero z chwilą zapłaty pełnej kwoty wynagrodzenia. Do chwili tej zapłaty, agencja nie mogłaby korzystać z takich utworów, będących efektem pracy blogera. Wykorzystanie tych utworów przed zapłatą wynagrodzenia, spowodowałoby powstanie odpowiedzialności prawnej agencji.

Warto także pamiętać, że ze względu na szerszy zakres przenoszonych praw, z tytułu przeniesienia autorskich praw majątkowych do utworów zazwyczaj żąda się zapłaty wynagrodzenia w wyższej wysokości, niż z tytułu tylko udzielenia licencji na korzystanie z utworów.

Możliwe jest także zabezpieczenie zapłaty w jednej z form klasycznych, z których najpopularniejszą jest weksel.

Radca prawny Jarosław Kołacz

Kancelaria Prawna Karpiński, Opalińska, Kołacz sp.j.

3. Możliwe działania w przypadku braku zapłaty wynagrodzenia.

Z uwagi na fakt, że opóźnienia w płatnościach zdarzają się regularnie, zapytałam prawnika również o to, co można zrobić w przypadku, kiedy agencja nie wywiązuje się z warunków umowy (czyli np. nie płaci w terminie).

Zakres możliwych do podjęcia działań w przypadku, gdy agencja nie wywiązuje się z warunków zawartej umowy (w szczególności nie płaci blogerowi należnego mu wynagrodzenia) w dużej części uzależniony jest od zapisów samej umowy.

Niezależnie jednak od tego, jak brzmią zapisy umowy, bloger zawsze może żądać zapłaty przez agencję ustawowych odsetek za opóźnienie w zapłacie wynagrodzenia, a w przypadku, gdy umowa nie została jeszcze w całości przez blogera wykonana, a wynagrodzenie miało być zapłacone przed całkowitym wykonaniem umowy – może odstąpić od umowy.

Odsetki ustawowe wynoszą obecnie 13% w stosunku rocznym i należą się z mocy prawa. Czyli nawet w przypadku, gdy zapisy umową milczą na temat możliwości domagania się zapłaty odsetek ustawowych, można żądać ich zapłaty.

W przypadku opóźnienia w zapłacie, zasadne jest wysłanie oficjalnego wezwania do zapłaty, z zagrożeniem wytoczeniem powództwa przed sądem, w przypadku niezastosowania się do treści tego wezwania. Doświadczenie podpowiada mi (i nie jest to reklama), że wezwanie wysłane przez kancelarie prawne ma zdecydowanie większą „siłę rażenia” niż wezwanie podpisane przez przysłowiowego, „szarego” blogera.

Jeżeli zostało wysłane wezwanie do zapłaty i jeżeli po upływie miesiąca od wysyłania tego wezwania, wynagrodzenie nadal nie zostało wypłacone, możliwe jest przekazanie informacji o tym fakcie do jednego z istniejących biur informacji gospodarczej, potocznie zwanych rejestracji dłużników. Wtedy agencja wpisywana jest do „rejestru dłużników’. Wymaga to jednak podpisania umowy z takim biurem informacji gospodarczej.

Zawsze także możliwa jest droga postępowania sądowego, przy czym wytoczenie powództwa o zapłatę należnego wynagrodzenia możliwe jest natychmiast po upływie terminu płatności, bez konieczności wysyłania wezwań do zapłaty lub wyznaczania dodatkowych terminów na zapłatę.

Możliwe jest również zastosowanie instytucji tzw. zawezwania do próby ugodowej przed sądem.

Radca prawny Jarosław Kołacz

Kancelaria Prawna Karpiński, Opalińska, Kołacz sp.j.

Pozostałe porady odnośnie współpracy z agencjami

Poza krokami prawnymi, można zrobić również kilka innych rzeczy:

1. Ponaglać osobę odpowiedzialną za kontakty z agencją

Cały czas przypominać jej o tym, że agencja, której jest przedstawicielem jest ci winna pieniądze. Zaznaczać, że to nieprofesjonalne i niezgodne z prawem. Robić wszystko, by doprowdzić do sytuacji, w której jak najszybciej uzyskasz informacje na temat tego, kiedy otrzymasz zaległe pieniądze.

2. Wyeskalować problem

Czyli zawiadomić o nim osoby znajdujące się wyżej w hierarchi danej agencji (dokładnie to, co zrobiłam uczęszczając na siłownię Holmes Place w Hiltonie) lub/i poinformować o tym przedstawicieli firmy, która wynajęła ową agencję do zrealizowania kampanii z blogerami. Takie działanie może okazać się bardzo skuteczne i dotkliwe w skutkach. Nigdy tej metody nie próbowałam, ale nie wykluczam takiej możliwości w przypadku, kiedy jakaś agencja mocno zajdzie mi za skórę.

3. Zrobić wpis na temat agencji na blogu lub w mediach społecznościowych

Polecam tę metodę zwłaszcza tym, którzy lubią afery. Wcześniej zalecałabym jednak upewnić się, że sposób, w jaki to robimy jest zgodny z prawem i że tekst ten nie odbije się na nas potem czkawką*.

*Wówczas nie liczyłabym na pomoc innych blogerów. Niedawne wydarzenia dotkliwie pokazały, że nawet takie organizacje jak PSBV – w założeniu mające bronić interesów blogosfery - w obliczu medialnej afery z udziałem blogera, wstawiają się za jego przeciwnikiem.

4. Marketing szeptany

O marketingu szeptanym nie wspominam, bo to chyba oczywiste, że od razu o nieprofesjonalym działaniu agencji opowiem co najmniej kilku innym blogerom?


Do tej pory stosowałam strategię nr 1. Choć muszę przyznać, że robiłam to bardzo niechętnie. Nienawidzę bowiem upominać się o własne pieniądze. Czuję się wtedy jak żebrak, co mnie bardzo denerwuje. Tym bardziej, że nie mam absolutnie żadnych podstaw ku temu, by tak się czuć.

Program naprawczy

W związku z powyższym postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i wprowadzić w życie program naprawczy, mający na celu zapobieganie występowaniu podobnych sytuacji w przyszłości. Oto, co wymyśliłam:

1. Zanim zacznę rozmawiać o stawkach, pytam o termin płatności faktury

Dla mnie najważniejsze jest to, by pieniądze otrzymać jak najszybciej. Dlatego preferuję 7-dniowy termin płatności. Na preferowany przez agencje 30-dniowy (lub dłuższy) termin płatności* mogę się zgodzić jedynie w przypadku podwójnej stawki. Wtedy to będzie uczciwe.

*Jak wiecie (albo i nie) 30 – dniowy termin płatności faktury tylko w teorii oznacza, że agencja przeleje Wam pieniądze na konto wcześniej. W praktyce wygląda to tak, że pieniądze docierają do Was ostatniego – 30-stego dnia. Jeśli dodamy do tego fakt, że najczęściej fakturę wystawia się po zakończeniu kampanii, od podpisania umowy do otrzymania pieniędzy może upłynąć znacznie więcej czasu.

2. Jednocześnie wnioskuję o zadatek lub zaliczkę w wysokości 50%

Skoro istnieje realne zagrożenie / ryzyko, że agencja nie zapłaci mi w terminie, to dlaczego nie miałabym otrzymać 50% zaliczki? Mało tego - jeśli dostanę część pieniędzy wcześniej, będę mogła lepiej zaplanować i zorganizować realizację kampanii.

Stawiając takie warunki stwarzam sobie pole do negocjacji. Przykładowo - mogę obniżyć stawkę – pod warunkiem, że dostanę coś od agencji (np. krótszy termin płatności). W przeciwnym razie nie podpisuję umowy.

Nie uważam, żeby moje warunki były jakieś wygórowane. Zawsze można przecież jeszcze wnioskować o płatność całej kwoty z góry, jak robi to na przykład Maciej Budzich aka Mediafun. Na jego blogu w zakładce reklama na blogu znaleźć można następującą informację:

Cena wpisu reklamowego wynosi 3,5 tys. zł + 23% VAT (faktura), płatne przed publikacją, po akceptacji treści i formy wpisu przez obie strony.

Mediafun


Opisane wyżej zasady zaczęłam niedawno wprowadzać w życie.

  • Rezultat? Utrata 10 tysięcy złotych.
  • Dlaczego? Ano dlatego, że agencje nie chcą negocjować. Wychodzą z założenia, że skoro wszyscy blogerzy zgadzają się na szablonowe warunki, to ja również powinnam.
  • Czy żałuję utraty tych pieniędzy? Ani trochę.
  • Czy zamierzam kontynuować swoją strategię? Jak najbardziej.
  • Czy liczę się z tym, że w związku z powyższym stracę kolejne pieniądze? Oczywiście.

Powtarzam raz jeszcze – dla mnie najważniejszy jest profesjonalizm. Nie interesuje mnie współpraca z agencją, która tej cechy nie posiada. To właśnie takie agencje najczęściej nie płacą potem w terminie i mają permanentne poślizgi (“to przecież normalne”)*.

*Nie mam absolutnie nic przeciwko temu, żeby inni blogerzy zgadzali się nawet i na roczny termin płatności lub/oraz na półroczne opóźnienia w płatnościach. Jeśli komuś to odpowiada – droga wolna. Dla mnie to frajerstwo i ja się na to nigdy nie zgodzę.

Nie byłabym sobą, gdybym na końcu nie dodała, że najbardziej jestem zła nie na agencje a na blogerów. Nie tylko dlatego, że dają sobie wejść na głowę z obawy przed utratą dochodów, ale również dlatego, że nie trzymają się razem.

Ufam, że powyższy tekst i przedstawione w nim rady przydadzą się również Wam. Może niektórzy przejrzą na oczy i zaczną rozwijać swoje zdolności negocjacyjne? Im będzie nas więcej, tym lepiej. Bo w jedności tkwi siła, prawda?


  • Czy zdarzyło się Wam kiedyś podpisać umowę z kimś, kto później zwlekał z zapłatą należności? Co wówczas zrobiliście?
  • Jakie są Wasze doświadczenia ze współpracy z agencjami?
  • Co myślicie o moich pomysłach na uporanie się z problemem nieprofesjonalnych agencji?
  • Może macie jakieś własne rady w tym zakresie? Dajcie znać!
Podobał Ci się ten artykuł?

Jeśli tak, to zapisz się do mojego newslettera, aby otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach o perfumach i nie tylko. Nikomu nie ujawnię Twojego adresu!